poniedziałek, 2 marca 2015

9. Bajka o tym, jak Książę Pan propagandę uprawiał

Powoli kończyło się świąteczno-noworoczne lenistwo, ludzie wracali do swych codziennych obowiązków, zaś Książę Pan – jeszcze nieco ospały po kilkudniowym odpoczynku – siedział na swoim tronie i rozmyślał. Żadne pilne sprawy nie zaprzątały mu głowy, więc mógł pozwolić sobie na tę chwilę nieróbstwa. „Ja to jednak jestem genialny” – skonstatował z rozrzewnieniem. – „Plan skarbcowy zrobiłem, Starszyznę ustawiłem jak chciałem i przyszłość rysuje się przede mną świetlana... Żadne przeszkody na mej drodze nie staną, będę rządził wedle kaprysów i życzeń swoich. A jak pięknie dziurę w skarbcu zasypałem, he, he! Takie to proste było, aż dziw bierze, że nikt się nie połapał, w czym rzecz! Wystarczyło nie dać pensji dworskim urzędnikom i nauczycielom, aby tylko przejść w nowy rok bez dziury i lichwiarzom gęby zamknąć. A zaraz potem znowu wybrać wszystkie dukaty do samiuśkiego dna! No, trzeba było trochę popłakać i pozawodzić, nad losem nieszczęsnych się pochylić, co to musieli swoją krwawicą chwilowo księstwo poratować, ale przecie od tego korona im z głowy nie spadła.”
Książę wyjął z szuflady aksamitny futeralik, a z niego czarodziejskie zwierciadło.
– Zwierciadełko, zwierciadełko, powiedz przecie, kto najsprytniejszy jest na świecie? – zapytał.
– Spadaj – odburknęło lusterko i zwinnym ruchem smyrgnęło z powrotem do futerału. Nie czuło się najlepiej, a mówiąc prawdę, miało po prostu nieziemskiego kaca, jako że poprzedniego wieczora Książę wylał nań niechcący cały puchar wina. Dla tak małej istoty była to ogromna dawka alkoholu.
– Stłukę cię, jak nic cię stłukę! – rozsierdził się Książę.
– Akurat – głos zwierciadełka był nieco przytłumiony przez warstwę aksamitu. – Ciekawe, kto by ci wtedy samoocenę podnosił?
Książę zazgrzytał zębami, bo na takie dictum nic odpowiedzieć nie potrafił. Wtem rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi.
– Wejść! – zawołał Książę, rad, że już nie musi się zastanawiać nad celną ripostą. W progu stał Tajemniczy Zausznik, najwierniejszy z wiernych Księcia, człowiek do specjalnych poruczeń i oddany sługa.
– Wasza Wysokość, pojawił się drobny problem... – zaczął. – Łeb trafik...
Książę dał nura pod stół i zakrył głowę szatą. Zausznik stał przez chwilę bez słowa, po czym spróbował jeszcze raz:
– Książę, aliści to nie taki problem, by się pod stół chować...
– No przecie powiadasz, że w łeb trafił! Ja nie chcę w łeb dostać!
– Nie, nie, Książę, powiedziałem „łeb trafik”, to się po obcemu pisze „web traffic”, a znaczy tyleż samo co ruch na ścianie w skrzynce netowej. Czyli jakby ile ludzi patrzy na ścianę i czyta, ile bazgrze po niej, jak często i w ogóle. Oczywistym jest, że im więcej, tym lepiej. No i właśnie chciałem oznajmić Waszej Wysokości, iż ów ruch na twej ścianie znacząco się zmniejsza. Ba! Co poniektórzy apele wnoszą, by wszelakie swoje myśli na ścianie zamku umieszczać, tej, którąś, Książę, pospólstwu przywrócił.
– Aaa... – Książę wylazł spod stołu, wygładził poły szaty i usiadł na tronie. – I jakąż masz na to radę, mój Zauszniku?
– Hmm... Ciężko powiedzieć... Chyba niewiele można zdziałać. Jedyne, co możesz zrobić, to na każdy zapis natychmiast odpowiadać, jak najszerzej i jak najmądrzej potrafisz, przy czym co tylko się da jako osiągnięcie pokazuj, a pomysły swe najdrobniejsze wychwalaj pod niebiosa. Może sprawisz, że komentować będą, doceniać, słowa uwielbienia wyrażać.
– Ha! Propaganda sukcesu, czyż nie to masz na myśli?
– No tak, tak można by to nazwać. Masz zresztą ku temu akurat dobrą okazję – jakaś księżniczka Ann zamieściła obszerny tekst o twych ostatnich dokonaniach. Przeczytaj i odpowiedz, daj asumpt do kolejnych zapisków poddanych.
– Zrobię, jak radzisz. Idź więc sobie, a ja z miejsca zabieram się do roboty.
Zausznik opuścił komnatę, a Książę uruchomił skrzynkę i zaczął czytać. Mina mu rzedła z każdą chwilą, bo im bliżej był końca tekstu, tym bardziej widział, że owa księżniczka nie dość, że dużą wiedzę o prawach królewskich i rządzeniu księstwem posiada, to jeszcze ubrać ją w proste słowa potrafi tak, by każdy bez trudu wszystko pojął. Oj, to nie wyglądało dobrze... Inszą jest rzeczą z byle parobkiem rozmawiać, którego wystarczy po głowie pogłaskać albo mówić tak długo i zawile, by pomyślał sobie „skoro nie rozumiem tego, co Książę prawi, to widać mądrze prawi”. Tu się tak nie da... Książę postanowił jednakowoż wziąć byka za rogi. Najpierw sporządził sobie w punktach, co księżniczka Ann mu wytknęła:
1. Dziura w skarbcu zasypana jeno na chwilę pensjami dworskich urzędników i nauczycieli. Po nowym roku znów będzie trzeba ją do cna opróżnić z dukatów.
2. Plan pieniężny Androsa miał sprawić, że w księstwie nic nie będzie zbudowane przez najbliższe trzy lata. Odrzucenie go jednakowoż niczego nie zmieniło, bo tak czy siak żadne budowy nie są przewidziane.
3. Wiejskie Sakiewki to rzecz dana przez prawodawstwo królewskie i uchwalona przez poprzednią Starszyznę. Żadna to zasługa Księcia Pana.
4. Oszczędności zaplanowane z pozbycia się paru nauczycieli ze szkół są w planie skarbcowym czczym wymysłem, niemożliwym do zrealizowania z uwagi na szczególne przepisy prawa królewskiego. Za to żadne oszczędności w wydatkach dworu nie są czynione, a wręcz przeciwnie – Książę nie omieszkał zapewnić dodatkowych uposażeń dla Marszałka Dworu i innych swoich popleczników.
5. Zaplanowane w tym roku zwiększone dochody z podatków, jeżeli w ogóle się pojawią, to najwcześniej w roku pańskim 2016.
– Do stu kaduków! – wrzasnął Książę. – Jak tu się zabrać za to wszystko?! Toż nocka mi cała zejdzie na obmyślaniu mądrych odpowiedzi! Nie podołam, nie podołam!
I, jak zwykle w takich razach, sięgnął między fałdy szaty po ulubioną piersióweczkę. Przez chwilę słychać było tylko głośne bulgotanie okowity spływającej do książęcego gardła. Pomogło – już po kilku łykach miał w głowie rozwiązanie.
– Ha! Doprawdy sprytna ze mnie bestyjka! – wykrzyknął. – Miast odpowiadać od razu na wszystko, uczynię to po kolei, punkt po punkcie! Ależ wymyśliłem! Genialne! Nie dość, że sobie wysiłek umysłowy rozłożę, to jeszcze będę napędzał ten cały trafik przez tydzień! Wyborne, zaiste wyborne!
Po czym Książę, uradowany niepomiernie i pełen ochoty do pracy, zasiadł za stołem, umoczył pióro w kałamarzu i zaczął pisać. Nie minęło wiele czasu, a tekst był gotowy.
– No, to jeszcze tylko sprawdźmy, jak pospólstwo zareaguje. Wołać mi tu paru ludzi, a chyżo, i najlepiej zwolenników moich, bo oni prawdę mi w oczy powiedzą!
Stojący pode drzwiami Halabardnik natychmiast przekazał dalej rozkaz Księcia Pana i po chwili doprowadzono przed oblicze władcy Starszego Daniosa i Mariosa (akurat pałętali się bez celu po zamku) oraz trzy księżniczki: Mon, Agnes i Małg, wielbicielki Księcia, które przypadkiem zjawiły się na dworze w jakichś swoich sprawach. Książę Miros uroczyście odczytał im swoją epistołę...
Przez dłuższą chwilę cała piątka stała z rozdziawionymi ustami i wpatrywała się w swojego władcę zbaraniałym wzrokiem. Pierwszy ocknął się Marios:
– Znakomite, Książę, znakomite! Jakże szczęśliwa winna być Kobylandia, gdy na tronie zasiada tak roztropny i mądry człek!
– Brawo, brawo, brawissimo! – zawtórował mu Danios, zaś wszystkie trzy księżniczki zaczęły klaskać, tudzież wzdychać z uwielbieniem „och!” i „ach!”. Natychmiast też kolejno zanurzyli paluchy w kałamarzu i odciski na piśmie postawili na znak swojej aprobaty. Książę, mile połechtany, odprawił całe towarzystwo, wychylił jeszcze łyczek okowity ze swej piersióweczki (tak w nagrodę), po czym nakleił na ścianie tekst:
„My, Książę Pan, władca Kobylandii, odpowiadamy na punkt pierwszy, mętnością swą mącący, z czeluści mątwy wywiedzion, ku zmąceniu powołan i jakąż by to wmówieniem rolę pełniący, jeno wielkim kazuistycznym rozważaniom poddawszy stał się narzędziem szkody wszelakiej na pohybel dla ludu, co to rozdźwięku i myślenia sposobnego nie mając w rozwadze, piórem uciskamy. Azaliż jużci Ptolemeusz i Kopernik jakoby braćmi będąc w rozumie, teorii swych porównawszy pojąć nie zdołaliby i z nie mojej winy dziur kosmicznych sprawstwa odkryć nie rozpoznaliby bez sposobu myślenia poza czasoprzestrzeń wybiegającego. Tako też plan pieniężny remediumem zdający się zdawać, dwadzieścia tysięcy dukatów zapłaciwszy zań nie wprawia w ruch machin oblężniczych ni żadnych innych ku chwale i potędze, jakoż i szkody wiadomym się stające czynić należy przeciwstawnymi, by zadość się stało życzeniom naszym. Oto rzekłem, Miros, Książę Pan Kobylandii.”
Słońce litościwie zaszło...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę nie używać słów powszechnie uznanych za obraźliwe :)