Powoli kończyło się
świąteczno-noworoczne lenistwo, ludzie wracali do swych codziennych obowiązków,
zaś Książę Pan – jeszcze nieco ospały po kilkudniowym odpoczynku – siedział na
swoim tronie i rozmyślał. Żadne pilne sprawy nie zaprzątały mu głowy, więc mógł
pozwolić sobie na tę chwilę nieróbstwa. „Ja to jednak jestem genialny” –
skonstatował z rozrzewnieniem. – „Plan skarbcowy zrobiłem, Starszyznę ustawiłem
jak chciałem i przyszłość rysuje się przede mną świetlana... Żadne przeszkody
na mej drodze nie staną, będę rządził wedle kaprysów i życzeń swoich. A jak
pięknie dziurę w skarbcu zasypałem, he, he! Takie to proste było, aż dziw
bierze, że nikt się nie połapał, w czym rzecz! Wystarczyło nie dać pensji dworskim
urzędnikom i nauczycielom, aby tylko przejść w nowy rok bez dziury i
lichwiarzom gęby zamknąć. A zaraz potem znowu wybrać wszystkie dukaty do
samiuśkiego dna! No, trzeba było trochę popłakać i pozawodzić, nad losem
nieszczęsnych się pochylić, co to musieli swoją krwawicą chwilowo księstwo
poratować, ale przecie od tego korona im z głowy nie spadła.”
Książę wyjął z szuflady aksamitny futeralik, a z niego czarodziejskie
zwierciadło.
– Zwierciadełko, zwierciadełko, powiedz przecie, kto najsprytniejszy jest na
świecie? – zapytał.
– Spadaj – odburknęło lusterko i zwinnym ruchem smyrgnęło z powrotem do
futerału. Nie czuło się najlepiej, a mówiąc prawdę, miało po prostu
nieziemskiego kaca, jako że poprzedniego wieczora Książę wylał nań niechcący
cały puchar wina. Dla tak małej istoty była to ogromna dawka alkoholu.
– Stłukę cię, jak nic cię
stłukę! – rozsierdził się Książę.
– Akurat – głos
zwierciadełka był nieco przytłumiony przez warstwę aksamitu. – Ciekawe, kto by
ci wtedy samoocenę podnosił?
Książę zazgrzytał zębami, bo
na takie dictum nic odpowiedzieć nie potrafił. Wtem rozległo się nieśmiałe
pukanie do drzwi.
– Wejść! – zawołał Książę,
rad, że już nie musi się zastanawiać nad celną ripostą. W progu stał Tajemniczy
Zausznik, najwierniejszy z wiernych Księcia, człowiek do specjalnych poruczeń i
oddany sługa.
– Wasza Wysokość, pojawił
się drobny problem... – zaczął. – Łeb trafik...
Książę dał nura pod stół i
zakrył głowę szatą. Zausznik stał przez chwilę bez słowa, po czym spróbował
jeszcze raz:
– Książę, aliści to nie taki
problem, by się pod stół chować...
– No przecie powiadasz, że w
łeb trafił! Ja nie chcę w łeb dostać!
– Nie, nie, Książę,
powiedziałem „łeb trafik”, to się po obcemu pisze „web traffic”, a znaczy tyleż
samo co ruch na ścianie w skrzynce netowej. Czyli jakby ile ludzi patrzy na
ścianę i czyta, ile bazgrze po niej, jak często i w ogóle. Oczywistym jest, że
im więcej, tym lepiej. No i właśnie chciałem oznajmić Waszej Wysokości, iż ów
ruch na twej ścianie znacząco się zmniejsza. Ba! Co poniektórzy apele wnoszą,
by wszelakie swoje myśli na ścianie zamku umieszczać, tej, którąś, Książę,
pospólstwu przywrócił.
– Aaa... – Książę wylazł
spod stołu, wygładził poły szaty i usiadł na tronie. – I jakąż masz na to radę,
mój Zauszniku?
– Hmm... Ciężko powiedzieć...
Chyba niewiele można zdziałać. Jedyne, co możesz zrobić, to na każdy zapis
natychmiast odpowiadać, jak najszerzej i jak najmądrzej potrafisz, przy czym co
tylko się da jako osiągnięcie pokazuj, a pomysły swe najdrobniejsze wychwalaj
pod niebiosa. Może sprawisz, że komentować będą, doceniać, słowa uwielbienia
wyrażać.
– Ha! Propaganda sukcesu,
czyż nie to masz na myśli?
– No tak, tak można by to
nazwać. Masz zresztą ku temu akurat dobrą okazję – jakaś księżniczka Ann
zamieściła obszerny tekst o twych ostatnich dokonaniach. Przeczytaj i
odpowiedz, daj asumpt do kolejnych zapisków poddanych.
– Zrobię, jak radzisz. Idź
więc sobie, a ja z miejsca zabieram się do roboty.
Zausznik opuścił komnatę, a
Książę uruchomił skrzynkę i zaczął czytać. Mina mu rzedła z każdą chwilą, bo im
bliżej był końca tekstu, tym bardziej widział, że owa księżniczka nie dość, że
dużą wiedzę o prawach królewskich i rządzeniu księstwem posiada, to jeszcze
ubrać ją w proste słowa potrafi tak, by każdy bez trudu wszystko pojął. Oj, to
nie wyglądało dobrze... Inszą jest rzeczą z byle parobkiem rozmawiać, którego
wystarczy po głowie pogłaskać albo mówić tak długo i zawile, by pomyślał sobie
„skoro nie rozumiem tego, co Książę prawi, to widać mądrze prawi”. Tu się tak
nie da... Książę postanowił jednakowoż wziąć byka za rogi. Najpierw sporządził
sobie w punktach, co księżniczka Ann mu wytknęła:
1. Dziura w skarbcu zasypana
jeno na chwilę pensjami dworskich urzędników i nauczycieli. Po nowym roku znów
będzie trzeba ją do cna opróżnić z dukatów.
2. Plan pieniężny Androsa
miał sprawić, że w księstwie nic nie będzie zbudowane przez najbliższe trzy
lata. Odrzucenie go jednakowoż niczego nie zmieniło, bo tak czy siak żadne
budowy nie są przewidziane.
3. Wiejskie Sakiewki to
rzecz dana przez prawodawstwo królewskie i uchwalona przez poprzednią
Starszyznę. Żadna to zasługa Księcia Pana.
4. Oszczędności zaplanowane
z pozbycia się paru nauczycieli ze szkół są w planie skarbcowym czczym
wymysłem, niemożliwym do zrealizowania z uwagi na szczególne przepisy prawa
królewskiego. Za to żadne oszczędności w wydatkach dworu nie są czynione, a
wręcz przeciwnie – Książę nie omieszkał zapewnić dodatkowych uposażeń dla
Marszałka Dworu i innych swoich popleczników.
5. Zaplanowane w tym roku
zwiększone dochody z podatków, jeżeli w ogóle się pojawią, to najwcześniej w
roku pańskim 2016.
– Do stu kaduków! – wrzasnął
Książę. – Jak tu się zabrać za to wszystko?! Toż nocka mi cała zejdzie na
obmyślaniu mądrych odpowiedzi! Nie podołam, nie podołam!
I, jak zwykle w takich razach,
sięgnął między fałdy szaty po ulubioną piersióweczkę. Przez chwilę słychać było
tylko głośne bulgotanie okowity spływającej do książęcego gardła. Pomogło – już
po kilku łykach miał w głowie rozwiązanie.
– Ha! Doprawdy sprytna ze
mnie bestyjka! – wykrzyknął. – Miast odpowiadać od razu na wszystko, uczynię to
po kolei, punkt po punkcie! Ależ wymyśliłem! Genialne! Nie dość, że sobie
wysiłek umysłowy rozłożę, to jeszcze będę napędzał ten cały trafik przez
tydzień! Wyborne, zaiste wyborne!
Po czym Książę, uradowany
niepomiernie i pełen ochoty do pracy, zasiadł za stołem, umoczył pióro w
kałamarzu i zaczął pisać. Nie minęło wiele czasu, a tekst był gotowy.
– No, to jeszcze tylko
sprawdźmy, jak pospólstwo zareaguje. Wołać mi tu paru ludzi, a chyżo, i najlepiej
zwolenników moich, bo oni prawdę mi w oczy powiedzą!
Stojący pode drzwiami Halabardnik natychmiast przekazał dalej rozkaz Księcia Pana i po chwili doprowadzono przed oblicze władcy Starszego Daniosa i Mariosa (akurat pałętali się bez celu po zamku) oraz trzy księżniczki: Mon, Agnes i Małg, wielbicielki Księcia, które przypadkiem zjawiły się na dworze w jakichś swoich sprawach. Książę Miros uroczyście odczytał im swoją epistołę...
Stojący pode drzwiami Halabardnik natychmiast przekazał dalej rozkaz Księcia Pana i po chwili doprowadzono przed oblicze władcy Starszego Daniosa i Mariosa (akurat pałętali się bez celu po zamku) oraz trzy księżniczki: Mon, Agnes i Małg, wielbicielki Księcia, które przypadkiem zjawiły się na dworze w jakichś swoich sprawach. Książę Miros uroczyście odczytał im swoją epistołę...
Przez dłuższą chwilę cała
piątka stała z rozdziawionymi ustami i wpatrywała się w swojego władcę
zbaraniałym wzrokiem. Pierwszy ocknął się Marios:
– Znakomite, Książę,
znakomite! Jakże szczęśliwa winna być Kobylandia, gdy na tronie zasiada tak
roztropny i mądry człek!
– Brawo, brawo, brawissimo!
– zawtórował mu Danios, zaś wszystkie trzy księżniczki zaczęły klaskać, tudzież
wzdychać z uwielbieniem „och!” i „ach!”. Natychmiast też kolejno zanurzyli
paluchy w kałamarzu i odciski na piśmie postawili na znak swojej aprobaty.
Książę, mile połechtany, odprawił całe towarzystwo, wychylił jeszcze łyczek
okowity ze swej piersióweczki (tak w nagrodę), po czym nakleił na ścianie
tekst:
„My, Książę Pan, władca
Kobylandii, odpowiadamy na punkt pierwszy, mętnością swą mącący, z czeluści
mątwy wywiedzion, ku zmąceniu powołan i jakąż by to wmówieniem rolę pełniący,
jeno wielkim kazuistycznym rozważaniom poddawszy stał się narzędziem szkody
wszelakiej na pohybel dla ludu, co to rozdźwięku i myślenia sposobnego nie
mając w rozwadze, piórem uciskamy. Azaliż jużci Ptolemeusz i Kopernik jakoby braćmi
będąc w rozumie, teorii swych porównawszy pojąć nie zdołaliby i z nie mojej
winy dziur kosmicznych sprawstwa odkryć nie rozpoznaliby bez sposobu myślenia
poza czasoprzestrzeń wybiegającego. Tako też plan pieniężny remediumem zdający
się zdawać, dwadzieścia tysięcy dukatów zapłaciwszy zań nie wprawia w ruch
machin oblężniczych ni żadnych innych ku chwale i potędze, jakoż i szkody
wiadomym się stające czynić należy przeciwstawnymi, by zadość się stało
życzeniom naszym. Oto rzekłem, Miros, Książę Pan Kobylandii.”
Słońce litościwie zaszło...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę nie używać słów powszechnie uznanych za obraźliwe :)