Ostatnie dni starego roku
były dla Księcia Pana niezwykle pracowite. Nie dość, że musiał uporać się z
różnymi drobnymi sprawami, jakich zawsze pełno w księstwie, to jeszcze głowę
zaprzątał mu plan skarbcowy. Na szczęście nie musiał go pisać od początku, bo
Andros, odchodząc z urzędu, zostawił po sobie nie tylko plan pieniężny (ten
przygotowany przez wielmożów z Poznalandii), ale też swój własny plan
skarbcowy. Książę Miros sprytnie rozprawił się z planem pieniężnym, wycofując go
z obrad Starszyzny, jednakowoż ani myślał robić tego samego z planem
skarbcowym. Primo, dlatego iż wedle prawa królewskiego każde księstwo co rok
musiało taki plan przygotować i jeszcze dać go do Królewskiej Izby Rachunkowej
(w skrócie KIR), co to go oceniała i wedle swego uznania decydowała, czy się
nadaje. Secundo, gdyż o wiele łatwiej jest
posiadany plan przerobić i skroić na własną modłę, niźli samemu od nowa
wszystko pisać. A że Książę zawsze, zanim ruszył palcem w jakiejkolwiek
kwestii, najpierw się zastanawiał „jak to zrobić, żeby się nie narobić”, bez
wahania uznał przeróbkę planu Androsa za najlepsze wyjście. Ba! W dodatku lwią
część roboty zrzucił na Daniosa i choć na koniec musiał wesprzeć go własną
okowitą, żeby coś mu się we łbie sprytnego wylęgło, to efekt zadowalał Księcia
niepomiernie. Plan skarbcowy wyglądał jak się patrzy: małe wydatki, duże
dochody i jeszcze nadwyżka dukatów! No, teraz tylko trzeba dać go do uchwalenia
Starszyźnie i wreszcie Książę będzie mógł trochę odpocząć.
Obrady Rady Starszych
przypadły na przedostatni dzień roku. Starsi schodzili się powoli do komnaty,
zajmowali wyznaczone miejsca, przekładali pergaminy, rozmawiali półgłosem i
starali się robić wrażenie ważnych osobistości (to na użytek kilkorga gapiów,
co to jak zawsze przyszli, żeby się poprzyglądać). Starsza Jolan dumnie wyjęła
gruby wolumin pod tytułem „Jak zostać Starszym w dziesięć dni. Poradnik dla
początkujących” i położyła go przed sobą.
Książę Pan wkroczył do
komnaty obrad i żwawo ruszył w kierunku swojego tronu, rzucając po drodze
zdawkowe słowa powitania temu i owemu. Zrobił jednak ledwie pięć kroków i się
zatrzymał, gdyż kątem oka na galeryjce dla widowni dostrzegł postać, której
zdecydowanie wolałby tu nie widzieć. Odwrócił się i wyjąkał:
– Ba... Bajarka?
– Owszem. To ja.
– Ach, jak miło, jak miło –
Książę przywołał na oblicze najbardziej czarujący ze swych uśmiechów. – Cieszę
się ogromnie!
W duchu jednak klął na czym
świat stoi. Nie potrzebował wcale, żeby Bajarka przypatrywała się obradom i
jego poczynaniom. A jeszcze oprócz niej przypałętał się jakiś spryciarz z
wynalazkiem do zapisywania obrazów i głosów, najwyraźniej z zamiarem utrwalenia
całego spotkania. Starszyzna też nie wydawała się uszczęśliwiona taką publiką.
Starszy Bogdos krążył rozbieganymi oczkami dookoła, jakby próbował wyczuć, skąd
wieje wiatr. Starsza Jolan zjadła ciasteczko. Marios (ten od umorzonych
podatków za panowania Androsa) w ogóle wyglądał jak wczorajszy – nieogolony,
rozczochrany i z lekka wymięty. Danios (z tekturowego zamku) miał niepewną
minę, jakby się bał, że zaraz wejdzie królewski strażnik, złapie go za kołnierz
i zakuje w kajdany. Starszy Zygmos mamrotał coś pod nosem, a Czes i Anet
plotkowały po cichu, najpewniej nie o sprawach księstwa.
– Rozpoczynam obrady – rzekł
gromko Główny Starszy, wstając ze swego miejsca pośrodku komnaty. – Będziemy
dziś mówić o ważkich sprawach, a szczególnie o planie skarbcowym na rok pański
2015. Pamiętajcie, księżniczki i książęta, że nieważne, kogo wspieraliśmy w
elekcji, teraz wszyscy powinniśmy zawierzyć Księciu Panu miłościwie nam
panującemu.
Starsza Jolan zjadła
ciasteczko. Tymczasem Starszy Gregos
ciągnął:
– Wedle obyczaju na początek
Książę Pan pięknie nam opowie, jak ciężko pracował w ostatnich tygodniach i ile
dobrych rzeczy dla księstwa uczynił. Wdzięczność mu winniśmy okazać i pokłonić
się nisko.
Wszyscy jednocześnie
pochylili głowy, a zaraz potem Starsza Jolan zjadła ciasteczko. Książę wstał ze
swego tronu, wygładził szatę, uśmiechnął się miękko i rzekł skromnie:
– Ech... Hmm... Tak niewiele
zdołałem zrobić dotychczas, że serce mi pęka z żalu...Wybaczcie mi, żem ledwo
dwoma sprawami się zajął przez miesiąc miniony, jednakowoż nad planem
skarbcowym siły wytężałem, że aż mi włos siwy na skroniach się pojawił. Eee...
tak... No więc najpierwej problem pochodni słonecznych rozwiązałem...eee...
znaczy nie do końca... eee... ale obiecuję, będę pilnował. A druga rzecz to...eee... dysputa się odbyła
o planie gruntowym. Jak wiecie, dwóch mieszkańców Kobylandii chciało na swoim
polu we wsi Motaniec zbudować taką specjalną łajnospalarnię. Ale reszta
pospólstwa się oburzyła, bo smród z tej łajnospalarni ciągnąłby się het, het...
No i sprawa...eee... trochę utknęła. Poprzednia Starszyzna, wgłębiwszy się w
prawo królewskie, postanowiła o narysowaniu urzędowego planu gruntowego dla
tego kawałka ziemi, żeby tym sposobem nie pozwolić na budowę łajnospalarni. Ale
ja... eee... jestem po rozmowie z tymi panami, co to chcieli tę budowlę wznosić
i... eee... nie wniosę pod obrady Starszyzny uchwały o tym planie gruntowym...
eee... bo tam jest jeszcze kawałek ziemi i należy zacząć rokowania, żeby go
przejąć i do planu włączyć.
Podczas książęcej przemowy
Starsza Jolan energicznie potakiwała, poruszając głową w górę i w dół, w górę i
w dół, niczym marionetka, aż jej kogucik na czubku podskakiwał. Marios i Danios, którzy siedzieli po prawicy
Księcia, także od czasu do czasu z aprobatą kiwali głowami i uśmiechali się
życzliwie.
– Czy są jakoweś zapytania
do Księcia Pana? – zapytał Główny Starszy.
W komnacie panowała cisza.
Nikt się nie odezwał. Starsza Jolan szybko przewróciła kartki swojego poradnika.
Na stronie czwartej znalazła poszukiwaną wskazówkę: „Księciu Panu nie zadawaj
pytań, bo się może obrazić”. Odetchnęła z ulgą i zjadła ciasteczko.
„Żadnych pytań?!” – zdumiała
się Bajarka. – „Co wy robicie, Starszyzno?! Przecie aż się prosi, żeby Księcia
Pana zapytać, po co się spotykał z panami od łajnospalarni? Jaki ma interes w
opóźnianiu uchwalenia planu gruntowego? Gadanie o rokowaniach i kawałku ziemi,
co to ledwo dziesiątą część całości obejmuje, to jeno jakieś bajdurzenie!
Ludzie! Ocknijcie się! Nie po to was wybrano, żebyście bezrozumnie łbami kiwali,
tylko myśleli, pytali, kontrolę sprawowali i mądrze działali dla dobra księstwa!”.
Bajarka nie mogła powiedzieć
tego głośno, bo prawo królewskie nie zezwalało, żeby gawiedź z widowni wtrącała
się w obrady. Uniosła więc tylko brwi i spojrzała ze smutkiem dookoła.
– Skoro nie ma pytań, to
przejdźmy do dysputy o planie skarbcowym – rzekł Główny Starszy. – Kto chce
zabrać głos?
Zebrani popatrzyli po sobie,
Starszy Zbignos podłubał w nosie i podniósł rękę.
– Ja chcę powiedzieć, że
dobrze Książę Pan uczynił, dając mniej dukatów dla strażaków. I w ogóle plan
skarbcowy Księcia jest doskonały.
Bajarka znowu uniosła brwi.
Doskonale pamiętała bowiem, kiedy to podczas przedelekcyjnych spotkań Zbignos
gardłował i psy wieszał na poprzedniej władzy za to, że onegdaj zabrała
strażakom dziesięć tysięcy dukatów. Teraz zaś, choć dukatów ma być mniej o
trzydzieści pięć tysięcy, to nie tylko nie protestuje, ale jeszcze chwali
obecnego Księcia za taki krok? Dziwy, oj, dziwy...
– Strażakom należy dać tyle,
ile zawsze, bo do pożaru nie będą mieli za co wyjechać – rzekła Starsza Agnes.
– Wystarczy zabrać trochę z tego, co Książę chce dać strażnikom królewskim za
patrolowanie gościńców.
Starsza Jolan zjadła
ciasteczko.
– Tak właśnie, zgadzam się z
tym – oświadczył Starszy Darios (strażak). – My nie zdołamy się utrzymać za
mniej! A strażnicy królewscy i tak mają obowiązek gościńce patrolować, dlaczego
mamy im za to dodatkowo płacić!
– O nie, nie! – oburzył się
Starszy Danios (strażnik królewski). – My będziemy patrolować bardziej!
– A ja uważam, że nie wolno
strażakom zabierać ani dukata! – tupnął nogą Starszy Lukos (strażak).
Główny Starszy włączył się
do dysputy, po raz kolejny apelując, żeby zawierzyć Księciu. Nie omieszkał
zaznaczyć przy tym, że strażacy wydają dukaty na nie wiadomo co.
– No właśnie, właśnie –
podchwyciła Starsza Jolan. – My nie wiemy, na co oni wydają i ile potrzebują.
Nie wiemy, ile kosztują ich sikawki... Niech oni może przyjdą do Księcia Pana,
swoje sikawki pokażą...
– Ależ moi kochani Starsi,
jak się okaże, że dukatów jest za mało, to ja dołożę! – zawołał Książę Pan.
– A skąd je Książę weźmie? –
zapytała szybko Starsza Agnes.
– Jakiś kredycik wezmę, ot
co…
– Kończymy dysputę i
przechodzimy do głosowania – oświadczył Główny Starszy, bo spostrzegł, że
rozmowa zaczyna zmierzać w niewłaściwym kierunku. Jak tak dalej pójdzie, to
Agnes zręcznie przyprze Księcia do muru i ten wyśpiewa wszystkie tajemnice. –
Przypominam jeno, iż winniśmy naszemu Księciu Panu wdzięczność dozgonną, że tak
wspaniały plan skarbcowy ułożył i należy się, żebyśmy mu nasze zaufanie
okazali. Należy się zagłosować „za”, gdyby ktoś nie zrozumiał.
Starsza Jolan zjadła
ciasteczko i szybko sprawdziła w swoim poradniku, czy to prawda. W istocie, na
stronie dziesiątej stało wyraźnie: „Wszelkie dokumenta, o ile stworzone są ręką
Księcia Pana, należy akceptować. Robi się to przez wypowiedzenie słów „jestem
za”.
I tak oto plan skarbcowy został
przyjęty. Pięć głosów popleczników księcia Mirosa, głos Głównego Starszego i
jego zastępcy wystarczyły w zupełności. Książę zatarł ręce i pomyślał: „No, to
załatwione wedle mojego oczekiwania. Ależ ci Starsi są naiwni i niedouczeni,
tak łatwo nimi sterować!” W tym momencie, jakby czytając w jego myślach,
odezwała się Starsza Anet:
– Książę Panie, a może by
ktoś nam jakiej nauki udzielił, specjalista jakowyś, żebyśmy więcej wiedzieli,
jak sobie z naszymi obowiązkami radzić?
– Eee... – zaczął Książę
niepewnie, ale na szczęście wspomógł go Główny Starszy:
– A po cóż tak zbędny
wydatek na jakiegoś specjalistę? Każdy sam może się dokształcić, księgi sobie
zakupić albo w skrzynce netowej poszperać.
Starsza Jolan natychmiast
pokazała wszem i wobec swoją książkę.
– O, proszę, ja już mam! –
zawołała radośnie i zjadła ciasteczko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę nie używać słów powszechnie uznanych za obraźliwe :)