poniedziałek, 2 marca 2015

12. Bajka o tym, jak wszystko można zamieniać w złoto

W komnacie cicho grała muzyczka dochodząca ze skrzynki dźwiękowej, pochodnie rzucały miłe, przyćmione światło, a w kominku wesoło trzaskały płonące polana. Książę Pan był w dobrym nastroju, mimo że jego ulubione dni tygodnia, czyli łyk end, miały się ku końcowi. Uwielbiał łyk endy, gdyż uważał, że należy je spędzać odpowiednio do nazwy. W tłumaczeniu Księcia słowo „end” oznaczało bowiem koniec pracy, a „łyk” – wiadomo, łyk to łyk, najlepiej porządnej okowity. No, nie jeden oczywiście, liczbę pojedynczą władca traktował mocno symbolicznie. „W zasadzie powinno się mówić odwrotnie, end łyk, coby jasna była kolejność czynów” – pomyślał Książę. Ale ta istotna refleksja językowo-semantyczna nie miała szans przyjąć się w praktyce, bo raz, że „end łyk” wymawiało się dość karkołomnie, a dwa, że panujące zwyczaje niełatwo poddawały się zmianom.
Wychyliwszy kolejny puchar wina Książę uznał, że przydałoby mu się towarzystwo. Nakazał więc zawołać Tajemniczego Zausznika, który – jak zawsze – niezwłocznie stawił się w komnacie swego pana.
– Wchodźże, wchodź, mój Zauszniczku! – powitał go Książę entuzjastycznie. – Napijemy się dobrego winka, powspominamy dni minione, a może zagramy? No właśnie, zagramy?
I nie czekając na odpowiedź, wyjął z szuflady pchełki. Zausznik tylko westchnął, boć przecie nie mógł Księciu odmówić. Z góry mógł też przewidzieć wynik rywalizacji – Książę bowiem ustalał własne zasady, zawsze na koniec gry. Wtedy okazywało się, że zwycięzcą jest na przykład ten, kto ma pchełki w kolorze żółtym albo ten, kto więcej pchełek wrzucił pod stół albo coś równie bez sensu, byleby tylko Książę był właśnie tą osobą.
– Zaczynaj – wspaniałomyślnie rzekł Książę, ustawiwszy pojemniczek i pchełki.
Zausznik strzelił, zielona pchełka wpadła do przegródki za pięć punktów. Władca cmoknął z niezadowoleniem i z impetem nacisnął swoją żółtą pchełkę. Wylądowała w doniczce. Kiedy Zausznik przygotowywał się do następnego ruchu, Książę, chcąc rozproszyć jego uwagę, zagaił:
– A powiedz mi, jak twoim zdaniem wypadłem na ostatnim zgromadzeniu Starszyzny? Dobrze mi poszło?
– Ależ tak, Panie, znakomicie! – Zausznik nie dał się zbić z tropu i wbił kolejną pchełkę za pięć punktów. – Świetnie wypadłeś!
Książę strzelił i druga żółta pchełka wpadła do doniczki. Szybko zadał więc trudniejsze pytanie, wymagające namysłu:
– A co ci się podobało najbardziej? Które moje wystąpienie?
– Hmm... Wszystkie były dobre... – Zausznik trafił za dwa punkty.
Pchełka Księcia wylądowała w kominku i po chwili stopiła się w ogniu. Ale kierunek działań rozpraszających był właściwy.
– Jak ci się podobało to, co mówiłem o niezapłaconych rachunkach, wiesz, tych dla architektów za ścieżki i gościńce albo też wyrównaniach dla chłopów za podatki rolne? Nieźle Androsa i dworaków obsmarowałem, nieprawdaż?
– O tak! Dołożyłeś mu, Książę Panie, że ho ho! Co prawda Skarbniczka próbowała powiedzieć, jak się rzeczy mają naprawdę, aleś ją zgrabniutko uciszył. A i tekturowy Danios troszeczkę dopomógł i naskoczył na nią. Namówiłeś go, czy sam taki gorliwy się znalazł?
Pchełka Zausznika wpadła pod stół. Trudno bowiem skupić się jednocześnie na mówieniu i grze, co Książę skwapliwie wykorzystał, posyłając swoją pchełkę do przegródki za jeden punkt.
– Sam, sam, przypodobać się chce, bo cięgiem go nękają na ścianie za to tekturowe krętactwo. A jak znajdujesz moją gawędę o gościńcach? – Książę mówił szybko, by zdążyć zanim Zausznik wystrzeli pchełkę.
Ten jednak nie dał się tym razem, najpierw wbił pchełkę do przegródki za dziesięć punktów, a dopiero potem odrzekł z zadowoleniem:
– Ooo! To był majstersztyk! Mieszanka gruntowa! Chi, chi! Z wapna, cementu i lepiszcza! Specjalnie preparowana przez akademię ze Szczecinlandii dla naszych gościńców! A Starsi słuchali tej bajdy i nic! No, może nie całkiem...
– Jak zwykle Starsza Agnes się uczepiła, Główny Starszy też ją wspomógł – Książę skrzywił się nieco na to wspomnienie i posłał swoją pchełkę do dzbana z winem. – Ale za to Zbignos pochwalił!
Zausznik nacisnął ostatnią zieloną pchełkę i trafił za dwa punkty. Książę zmarszczył nos, pstryknął pchełką (która wpadła do poidełka) i powiedział:
– Wygrałem. Zapomniałem ci powiedzieć na początku, że zwycięża ten, kto wbije więcej pchełek do doniczki. Ja trafiłem dwie, ty żadnej.
– Gratuluję zwycięstwa, mój Panie – odpowiedział Zausznik, bo cóż mógł zrobić innego?
– A jak ci się podobała część o łajnospalarni? Łajno... łajno... ŁAJ NOT? Cha, cha, ten żarcik to mi wyszedł! – Książę zachichotał głośno, przypomniawszy sobie, co powiedział podczas posiedzenia.
– W istocie, dobre to było! A jeszcze to twoje, Panie, „wiem, ale nie powiem” i że lud by na ścianie bazgrał jakieś dyrdymały, gdybyś powiedział – po prostu mistrzowska zagrywka! A Starsi znowu nic, żaden się nie dopytywał. No, może pod koniec Starsza Agnes coś próbowała drążyć, ale się nie udało. Ona w ogóle, Książę, strasznie jakaś upierdliwa jest, musisz na nią uważać. Z tymi wyrzuconymi dworakami i twoimi niby oszczędnościami na ich pensjach tak cię przycisnęła, żeś musiał się przyznać do wszystkiego.
– Oj, tak, tu mi się nie powiodło – mina Księcia mówiła dobitnie, co się stało. – Nie miałem wyjścia, trzeba było przyznać, że od jutra i Marszałek Dworu, i cała reszta nowych dworaków pochłonie te niby oszczędności. Ale co tam, najważniejsze, żem zaczął wynagradzać kolejno moich sprzymierzeńców.
– Racja! A stanowisko dla Józosa wykoncypowałeś genialnie! Nikt nie pojmuje, co znaczy sama nazwa, a cóż dopiero dojść, czym się ma zajmować!
– Prawda, że znakomite?! Czekaj, bo ja nawet sam nie potrafię tej nazwy powtórzyć, przeczytam ci!
Tu Książę wyjął z szuflady papier, na którym miał zapisane różne ważne notki.
– „Pełnomocnik do przygotowania diagnozy funkcjonującego systemu kultury i kultury fizycznej i sportu w ujęciu wykorzystania zasobów ludzkich pracowniczych organizacji pozarządowych i innych organizacji społecznościowych oraz istniejącej infrastruktury komunalnej służącej realizacji zadań w kulturze w księstwie Kobylandii” – przeczytał Książę nazwę stanowiska Józosa.
Obaj z Zausznikiem zachichotali jak na komendę, a po chwili wręcz ryczeli ze śmiechu, bo Książę przypomniał, jak podczas posiedzenia Starszy Zygmos sam nie wiedział, czy jego własna uchwała jest za czy przeciw. Kiedy ochłonęli nieco, książę Miros dolał wina do pucharów i rzekł:
– Ale przyznaj, mój Zauszniku, żem piękne wrażenie robił przez cały czas? Taki przyjazny byłem, serdeczny, obiecałem wstążeczki Czes i Anet, a wszelakie ich uchwały pod niebiosa wychwalałem, jakby w istocie miłe memu sercu były. O Józosie powiedziałem, niechby sobie go psami poszczuli, jak zechcą, nic mnie to nie obejdzie. Jestem jak... jak...
Tu wzrok Księcia padł na dzban z winem stojący na stole i władca dokończył triumfalnie:
– Jak dzbanecznik!
– Och, tak! Wasza Wysokość, prawdę rzeczesz, dzbanów wiele wychylić możesz! – usłużnie potwierdził Zausznik, chichocząc z cicha.
– Dzbanecznik, nie dzban, baranie! – ofuknął go Książę. – Roślina taka! Kształt ma dzbana, ale rzecz w tym, że pięknie płatki swe rozchyla i przyciąga owada, a potem nagle chlast! I jednym ruchem wciąga go do środka. To tak jak ja! Ramiona rozpościeram, a jak ktoś w nie wpadnie, pożrę z kopytami! Tak w przenośni, oczywista.
– Aaa... – Zausznik nie był w stanie wykrztusić nic więcej. Przemknęło mu przez myśl, że może i on sam już jest pożarty, tylko o tym nie wie. Tymczasem Książę ciągnął dalej:
– Nie ma co, udało mi się to posiedzenie, jak wiele innych rzeczy zresztą. Bo jestem też jak Midas mityczny, wszystko, czego się tknę, w złoto zamieniam... Pukają do mych drzwi wieśniacy, każden jeden czegoś chce, temu podatek umorzyć, bo biedny, tamtemu krowa zdechła i mleka dla dziatwy brakuje, innego jeszcze z roboty wyrzucili. A ja wysłuchuję, uśmiecham się, obiecuję sprawę załatwić i wychodzą ukontentowani. Cuda czynię, ot co!
Tu nagle Księciu coś przyszło do głowy i wykrzyknął:
– A przynieś mi, co żywo, deseczkę jakowąś, taką średniej wielkości, bo myśl genialna mnie naszła! I skrzynkę bananów każ zamówić!
Tajemniczy Zausznik nie pytając, o co chodzi, wybiegł wykonać rozkazy i wrócił po chwili.
– Oto deska, Książę, a banany będą nazajutrz – rzekł.
– Świetnie, świetnie, a teraz patrz i ucz się – odpowiedział Książę i zabrał się do pracy. Wyjął polano z kominka i naskrobał sadzą na deseczce „KSIĄŻĘ PAN”, a pod spodem „CÓDOTWURCA”. Następnie nakazał Zausznikowi przyczepić deskę na drzwiach komnaty. Podziwiając swoje dzieło oznajmił:
– Widzisz, mój Zauszniku, tak się z ludem postępuje! Odtąd każdy, kto przyjdzie po prośbie jakiej, będzie święcie wierzył, że ją spełnię. I jeszcze banana mu dam na wyjściu! A ja tymczasem skrzętnie sobie zapiszę, kto u mnie był i gdy nastanie czas następnej elekcji, przypomnę się i o głos za to poproszę. Wygram jak nic!
Zausznik nie śmiał powiedzieć Księciu, że w swoim zaaferowaniu pomylił „u” i „ó” w napisie, bo wciąż tkwił mu w głowie ów pożerający dzbanecznik. Postanowił pomyśleć o tym w spokoju, poprosił więc o pozwolenie oddalenia się do swego domostwa. Miros nie sprzeciwiał się, jako że jego poziom samozadowolenia wzrósł niepomiernie i w zasadzie też miał ochotę pokontemplować swój geniusz w samotności.
Po wyjściu Zausznika otworzył okno, by odetchnąć świeżym powietrzem. Przez długą chwilę wdychał mroźny zapach lasu i patrzył w ciemność. Nagle z prawej strony dostrzegł jakiś ruch – na parapecie przysiadł szary gołąb i dreptał powoli w stronę książęcej dłoni. Gruchał przy tym cichutko i wyglądało na to, że wcale a wcale nie boi się człowieka. Książę patrzył zafascynowany, jak ptak zbliża się i wreszcie siada na jego prawej ręce. Powstrzymał się od strącenia gołębia, jako że ten nic nie czynił, jeno patrzył na Księcia i nadal gruchał. Trwało to może dwie minuty, po czym znienacka ptak wydał jakiś dziwny odgłos, a na dłoni władcy pojawiła się biało-szara plama.
– Ty... ty... fruwaku przebrzydły!! – wrzasnął Książę i wyrwał rękę spod pazurków gołębia.
Ptak odleciał czym prędzej, na pożegnanie gruchając coś, co brzmiało jak „palancie”. Ale może tylko tak się Księciu wydawało.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę nie używać słów powszechnie uznanych za obraźliwe :)