niedziela, 1 marca 2015

3. Bajka o tym, jak Książę Pan zaczynał urzędowanie

Książę Miros od samego rana gotował się ze wściekłości. Mijał czwarty dzień, odkąd obwieszczono wyniki elekcji, a wciąż nie ogłoszono daty koronacji. Mało tego, uczynni słudzy donieśli mu, że dworscy urzędnicy wręczyli Głównemu Starszemu dokumenta o planie pieniężnym na następny rok pański, potajemnie przygotowywane przez księcia Androsa w ostatnich tygodniach jego panowania. I ponoć Rada Starszych szykuje się do dysputy o tymże planie!
– Donnerwetter Messerschmitt! – klął siarczyście Książę Pan (a przynajmniej tak mu się wydawało) w obcej mowie. Pod względem znajomości języków książę Miros był lepszy od Androsa, zaś szczególnie dobrze znał łacinę, która jednak w obecnej sytuacji zdała mu się nieco zbyt delikatna, by dać upust złości.
– Plan pieniężny Androsa?! Niedoczekanie wasze! W perzynę obrócę, w proch i pył zamienię! Na kawałeczki poćwiartuję i spalić nakażę! Wszystko, czego dotykały jego ręce, zniszczę, splugawię, podepczę! Urzędników ze dworu rozpędzę  na cztery wiatry, a zacznę od Skarbniczki! Za mądra jest na to stanowisko, ale co gorsza, prawdomówna – a przecie wszelakie sprawy finansowe przez jej urząd przejść muszą, więc w razie czego nic się ukryć nie da! Strażników Księstwa psami poszczuję, niech zmykają, gdzie pieprz rośnie! Lud mnie za to umiłuje bezgranicznie, bo nie znosi ich z całej duszy. A zasłużyli sobie! Lenie szkaradne, jeno spać na służbie potrafią i grosz z kieszeni poddanych wyciągać za karę, że im wozy drabiniaste za szybko się toczą po gościńcach. Wszystko zmienię na swoją modłę! Nawet wystrój komnat we dworze! Nowe tapiserie zawieszę na ścianach, a na oknach draperie suto marszczone i kutasikami zdobione…
Tu książę oczyma swej imaginacji ujrzał dwór takim, jaki w snach mu się jawił i odrobinę się uspokoił. Umościł się w fotelu i uruchomił czarną skrzynkę, w której różne wieści można było oglądać, igrce wszelakie  albo baśnie. W skrzynce pokazała się postać męża od pasa w górę, z rękami wyciągniętymi przed siebie.
– Adin… dwa… tri…
Książę Pan patrzył jak urzeczony i czuł, że złość mu mija. Szkarłat powoli znikał z jego oblicza, oddech się uspokoił, a dłonie przestały drżeć. Natychmiast też w głowie mu się przejaśniło, a kiedy jeszcze wychylił solidny puchar wina, już całkiem był spokojny i zaczął myśleć, jak by te zdarzenia na swoją korzyść obrócić. I nim słońce za borem zaszło, wymyślił… Zasiadł przy biurku, naostrzył pióro i zaczął pisać:
„Moi ukochani poddani! Pragnę Wam donieść, że chciałbym założyć koronę książęcą jak najrychlej, aby móc Wasze sprawy rozstrzygać. Niestety! Poplecznicy księcia Androsa nadal spiskują i rękami dworskich urzędników odsuwają mą koronację na dzień najdalszy z możliwych. Naciskają też, aby Starszyzna podjęła dyskurs nad tajemnie przygotowywanym planem pieniężnym Androsa w dniu mojej koronacji, chcąc w ten sposób umniejszyć znaczenie tej uroczystości. Dopókim bez korony na skroniach, dopóty nie mam mocy, by temu zapobiec. Upraszam więc tą drogą Głównego Starszego, by owego planu pod obrady nie wnosił, jako że realizowanie go nie jest moim zamiarem. Będę rządził jak zechcę i własne plany tworzył, a niepokorni urzędnicy będą robili, co rozkażę. Podpisano: Miros, Książę Pan Kobylandii.”
Po czym książę wezwał umyślnego, pismo wręczył i na głównej ścianie zamku powiesić nakazał. „No, to sprawa załatwiona” – uśmiechnął się zadowolony do siebie. – Trzeba jednak umieć te gry polityczne rozgrywać, oj trzeba! Napisałem „upraszam”, ale chyba Główny Starszy zrozumie, że to nie prośba, jeno nakaz raczej? Zresztą, wszystko jedno, najważniejsze aby plan Mirosa światła dziennego nie ujrzał. Życie jednak jest piękne!”
Książę rozsiadł się ponownie w ulubionym fotelu i uruchomił inną czarną skrzyneczkę, taką, co to można w niej było poczytać, co lud Kobylandii pisze. Czytał, czytał i uśmiechał się coraz szerzej… Stało tam bowiem, że trakt królewski, który od dwóch tygodni był naprawiany, już jest przejezdny i że to zasługa nowego Księcia Pana Kobylandii. Żart był to niby, bo przecie książę nijak się temu nie przysłużył, ale z pewnością znajdą się tacy, co uwierzą w moc słowa pisanego… A dalej było jeszcze lepiej! Pierwszy śnieg zawitał do Kobylandii i pokrył gościńce cienką, acz śliską warstwą i wozy drabiniaste jeden po drugim do rowów przez to wpadały albo ciągnęły się tak powoli, że ludzie do miejsc swych codziennych obowiązków dotrzeć na czas nie mogli. „Ależ wyszło na dobre z tym oddaleniem mojej koronacji!” – ucieszył się Książę Pan. – „Przecie gdybym już w pełni urząd swój sprawował, to i cała wina za drogi piaskiem i solą nieposypane na mnie by spadła! A tak – nikt żalu do mnie mieć nie może! Życie naprawdę jest piękne!”
Książę przymknął oczy i rozmyślał, kontent, że tak mu niebiosa sprzyjają. Nie usłyszał, kiedy odrzwia się rozwarły i ktoś się w nich pojawił. Dopiero ciche warknięcie wyrwało go z pół drzemki – otworzył nagle oczy i zastygł w bezruchu. W progu stała zakapturzona postać, a u jej boku przycupnął biały zwierz z wyszczerzonymi zębiskami. Spod kaptura rozległ się głos:
Cztery flądry, siedem śledzi,
Sklecę bajkę dla gawiedzi.
Garść tymianku, liść pietruszki,
Sklecę bajkę do poduszki.
Jak podleję kwartą piwa,
Bajka wyjdzie urodziwa.
Tu rozśmieszy, tam zapłacze,
Ale prawdę powie – raczej!
Książę już wiedział na pewno, z kim ma do czynienia. Choć trzeba przyznać, że domyślał się tego od razu, bo jeno Bajarz – a raczej Bajarka, boć to przecie niewiasta – z białym niedźwiedziem na postronku chadza.
– Czegóż chcesz ode mnie, Bajarko? – zapytał. – Stanowisko ci zaoferowałem, więcej nic dać nie mogę.
– A jakież to stanowisko? – Bajarka uśmiechnęła się delikatnie.
Książę Pan nie odpowiedział. Nie potrafił jej rozgryźć – naigrawa się z niego czy mówi poważnie?
– Źle zaczynasz rządy, Książę Panie – rzekła tymczasem Bajarka. – Zamiast pokój wprowadzać, jątrzysz i spiski węszysz wszędzie. A co gorsza, chcesz Starszyzną kierować i dyktować im, co mają czynić. Głównemu Starszemu należące do niego prawa chcesz odebrać, nakazując mu, by obrady organizował wedle twojej woli. Nie godzi się tak, Mości Książę, nie godzi…
– Ale ten plan pieniężny Androsa… – zaczął Książę Pan.
– Bacz, Książę – przerwała mu Bajarka w pół zdania – abyś rządził mądrze i roztropnie. Jeśli będziesz złych uczynków się dopuszczał, opowiem o nich ludowi w swoich bajkach. Plan Androsa może i jest niedobry, ale nie możesz zabronić Starszym, by się z nim zapoznali. Mówisz, że własny plan sporządzisz – sporządź co rychło! I niech Starszyzna decyduje, który wybrać. A może stworzy jeszcze inny? Wiem, że to ci nie w smak, ale takie jest prawo.
– Przecie to… przecie… to jeno horror, dramat i żużel! – wykrzyknął Książę Pan, bo nic innego mu do głowy nie przyszło. – Jak mam rządzić Radą, skoro nie mogę rządzić Radą?
– A widzisz… – uśmiechnęła się Bajarka. – O tym należało pomyśleć przed elekcją. Zamiast toczyć wojnę z konkurentami, trzeba było swe własne przymioty chwalić i przyjaźnią ludzi zjednywać. Może wówczas miałbyś w Radzie więcej swoich stronników? A nawet gdyby taką samą jak dziś Radę wybrano, w której większość stanowią nie twoi ludzie, to łatwiej byłoby zadzierzgnąć z nimi przyjaźnie, gdybyś wcześniej nie odnosił się do nich wrogo, czyż nie?
Książę Pan zapadł się w sobie, sklęsnął jakby, aż żal było patrzeć. Ulitowała się Bajarka i rzekła:
– Nie jestem twym wrogiem, Książę, dobro Kobylandii i ludu w niej mieszkającego mam jeno na względzie. Choć nie z mojej woli zostałeś wybrany, to zważ, że wynik elekcji szanuję, do buntu nie wzywam, ni żadnych innych czynności wbrew jemu nie podejmuję. Smutno mi, że lud – nieświadom prawd wielu – obwinił księżniczkę Iren na równi z księciem Androsem za wszelkie zło Kobylandii uczynione i nie wybrał jej na urząd, choć najlepiej ze wszystkich rządziłaby księstwem, bo uczciwie i mądrze. Ale jeśli weźmiesz z niej przykład i dobra wiele zdziałasz, to wiedz, że i ja twe starania w bajkach pochwalę.
To mówiąc Bajarka dała znak niedźwiedziowi, który warknął na pożegnanie, po czym opuścili komnatę.
Książę nadal siedział w fotelu bez ruchu. Życie jednak wcale nie było piękne…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę nie używać słów powszechnie uznanych za obraźliwe :)