– Książę Panie, musisz coś zrobić! Lud zaczyna
szemrać, twoja popularność spada! – Tajemniczy Zausznik tym razem nie bawił się
w subtelności. Czytał, co pospólstwo na ścianach bazgrze, nadstawiał ucha gdzie
się tylko dało i dostrzegał wyraźne oznaki niezadowolenia wśród mieszkańców
księstwa.
– Ach, czymże jest popularność wobec ogromu
wszechświata? Toż to maleńkie nic, ot, kruszyna bez znaczenia żadnego... Na cóż
mi sprawami zwykłymi się zajmować? One w kosmicznej przestrzeni są niczym proch
i pył jakowyś... – Książę był dziś w nastroju filozoficznym, co zdecydowanie
utrudniało normalną komunikację. Mimo to Zausznik się nie poddawał:
– Wasza Wysokość! Wszechświat daleko, a my tu,
w Kobylandii jesteśmy! Działać trzeba, bo znów na języki nas biorą! Ta cała
polityka...
– Polityka jest właściwa – przerwał mu ostro Książę
Pan. – Działania też. A z tym wszechświatem to tylko cię podpuszczałem, żeby
sprawdzić twoją reakcję.
Tu Książę uśmiechnął się i dodał:
– No, alem z ciebie kontent, sprawiłeś się
odpowiednio. Mów więc, z czym przychodzisz.
Zausznik odetchnął z ulgą. Czasem miał wiele
szczęścia w kontaktach z Księciem – tak było i tym razem.
– Panie, jak wspomniałem, lud niedobrze ocenia
twoje rządy. Choć nasi wierni stronnicy wszędzie krążą i twą propagandę głoszą,
przybywa wątpiących. Nie podoba się mieszkańcom, żeś te miliony dukatów zataił
i wciąż je trzymasz w osobnym worku w skarbcu. Oglądają w skrzynkach netowych
obrazki z obrad Starszyzny i gadają potem o nich. Szepczą, że Daniosa trzymasz
bez potrzeby, pensję mu płacisz za nic, tak samo zresztą jak księżniczce Lilian
– Marszałkowi Dworu. Cóż z tego, że zmniejszyłeś jej kontrakt, skoro ona i tak
nic nie robi – mówią. Dukaty wydajesz tylko tam, gdzie głosy poparcia w następnej
elekcji możesz zyskać, a nie myślisz o tym, żeby do skarbca więcej grosza
spływało.
– Mój ty Zauszniczku – rzekł Książę serdecznie.
– Tak powiadają? Toć przecie samą prawdę mówią, cha, cha!
– Ale jakże to, nie martwisz się, Książę?! –
zdziwił się Zausznik.
– A czymże mam się martwić? Gadaniem
pospólstwa? Czy może ci się zdaje, że działam bezmyślnie i nie dostrzegasz w
tym wszystkim przemyślanej strategii? Patrzaj jeno!
Tu Książę wyjął z szuflady swoje czarodziejskie
zwierciadło i zapytał:
– Zwierciadełko, zwierciadełko, powiedz
przecie, kto najsprytniejszy jest na świecie?
– A bo co? – spytało lusterko. – Kompleksiki jakieś?
Chcesz o tym porozmawiać?
– Ejże! – obruszył się Książę. – To ja zadaję
pytania! A ty odpowiadaj i nie zapominaj, żeś z surowców wtórnych zrobione!
– I właśnie dlatego mam takie bogate życie
wewnętrzne – odcięło się zwierciadło i odwróciło w stronę okna. Promienie słońca
odbiły się w tafli lusterka, więc radośnie zawołało:
– Ach! Zajączki! Mogę puszczać zajączki!
Po czym zaczęło wyginać się w prawo i w lewo,
strzelając zajączkami dookoła. Jeden trafił Księcia w oko, drugi skakał po
sklepieniu komnaty, a trzeci wylądował na nosie Zausznika.
– Ożesz ty nieposłuszna paskudo, ty... ty... szklana pułapko! Zobaczysz, doigrasz się
kiedyś! – zakrzyknął Książę, złapał lusterko, wrzucił je do szuflady i
zatrzasnął ją z hukiem.
Tajemniczy Zausznik stał w bezruchu i
powstrzymywał się, by nie wybuchnąć gromkim śmiechem. Tymczasem Książę rzekł:
– Eee.. Na czym to stanęliśmy? Mówiłeś, zdaje
się, coś o niezadowoleniu poddanych?
– A tak – podchwycił Zausznik. – Zastanawiałem się,
czy nie wpłynie to na wynik następnej elekcji. Ona niby za cztery lata dopiero,
ale cały czas należy mieć ją na uwadze.
– Oj, Zauszniku, Zauszniku – Książę westchnął i
pokręcił głową. – Toż ja o następnej elekcji ciągle myślę właśnie! Jaki napis
na drzwiach umieściłem, pamiętasz? Kto do mnie przychodzi po prośbie, co
dostaje? A jeszcze jest lista trzydziestu pięciu tych, którym się odwdzięczyć
zamierzam. Kiedy ludowi swe oblicze pokazuję, maskę władcy troskliwego i
zaprzątniętego czynieniem dobra dla księstwa przyoblekam. Czemu to wszystko ma
służyć, jak mniemasz?
– Nooo...
– No właśnie! Polityka, mój drogi, polityka! Czyli
nagrodzić wiernych, innych omamić, przekupić albo zjednać sobie jakimś drobiazgiem czy
groszem ze skarbca, do tego dodać szeptaną propagandę, przedstawiać siebie i
swoje czyny w odpowiedni sposób i gotowe! Zwycięstwo mam w kieszeni!
– Książę, zaiste, przebiegłość twoja niezwykła
jest i żadne lustrzane barachło potwierdzać tego nie musi! – zawołał Tajemniczy
Zausznik. Nie dodał, że nikt wciąż nie śmiał zwrócić Księciu uwagi na błędy w napisie
„Códotwurca” na drzwiach komnaty, a co bardziej złośliwi szeptali nawet, iż
władca Kobylandii istotnie códa czyni zamiast cudów.
– Ano w rzeczy samej! – książę Miros uśmiechnął
się zadowolony. – Ale wiesz, dobrze, żeś mi powiedział o tym pozyskiwaniu
dukatów do skarbca. Trzeba coś na to poradzić, pokazać starania, hmm...
Książę zmarszczył czoło i zamyślił się głęboko.
Po chwili rzekł:
– Mam pewien plan. Wołaj mi tu Daniosa, a żywo!
Zausznik wybiegł z komnaty, by wypełnić
polecenie. Kilka minut później w jej progu pojawił się Danios.
– Za co ci płacę, mój drogi? – zapytał go
Książę na powitanie.
Danios nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć,
spróbował więc zgadnąć:
– Za to, że jestem tu?
Książę łypnął nań spode łba.
– Za to mogę ci dać czekoladki, a nie dukaty!
Zrobiłem z ciebie pełnomocnika, żebyś głodem nie przymierał zanim Skarbnikiem
zostaniesz, ale to nie znaczy, że masz mi tu bąki zbijać!
Danios skurczył się nieco, bo właściwie cały
czas szwendał się bez celu po zamku. Od czasu do czasu Książę coś tam kazał mu
policzyć, jakieś zestawienia przygotować albo w starych dokumentach pogrzebać,
żeby zachować pozory. Zlecił mu nawet parę zadań należących do Skarbniczki, ale
wszyscy dookoła i tak wiedzieli, że to z powodu odsuwania Bern od obowiązków, a
nie z rzeczywistej potrzeby zatrudnienia Daniosa. Tak więc Danios kręcił się po
zamku, czekał na upragnione stanowisko i dostawał dukaty za to czekanie,
dlatego nie rozumiał, czego Książę od niego chce.
– Pamiętasz, jakeśmy plan skarbcowy tworzyli? –
ciągnął tymczasem władca. – Jak podwyższyliśmy dochody?
– Pamiętam! Podatki od mieszkańców, co to gdzie
indziej pracują, wliczyliśmy do planu, żeby się wszystko ładnie zgodziło. Ale
przecie miałeś z tym nic nie robić, Panie? Jeno chwyt taki zastosowaliśmy...
– Miałem, miałem – przerwał mu Książę. – Lecz
potrzeba się pojawiła i musimy zadziałać, żeby oblicze majestatu troszczącego
się o finanse księstwa pokazać poddanym. I zrobimy tak: za parę dni Rządcy będą
roznosili po wsiach powiadomienia o wysokości podatków. Dodamy do tego dwie
kartki – na jednej znajdzie się pismo objaśniające, które zaraz ci podyktuję, a
na drugiej gotowy dokument do wypełnienia. I każdy poddany dostanie taki
komplecik!
Danios szybko obrachował w myśli koszty tego
przedsięwzięcia – dwa dodatkowe arkusze pergaminu dla blisko czterech tysięcy
mieszkańców, opłacenie skrybów, którzy będą kopiowali pisma, koperty,
pieczęcie...
– Panie – odezwał się nieśmiało. – Ale to
będzie kosztowało sporo dukatów! Czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy rozesłali te
pisma tylko do tych, których rzecz dotyczy? Jest ich może ze czterystu, to wyjdzie
dziesięć razy taniej!
– Głupiś! – ofuknął go Książę. – I kto wtedy
będzie wiedział, że czynimy starania w zdobywaniu dochodów do skarbca? Jak
wszyscy dostaną, wszyscy się dowiedzą! A dukaty? Czy ja swoje wydaję? Za to
korzyść polityczną mam z tego, że ho, ho! Siadaj mi tu i pisz pismo!
Danios posłusznie zajął miejsce za biurkiem,
wziął do ręki pióro i przez kilkanaście minut skrobał po pergaminie tekst
dyktowany przez Księcia Pana.
– I jak? Dobrze napisane, nieprawdaż? – zapytał
władca.
– Noo... Troszeczkę niejasno – Danios odważył się
wyrazić swoją opinię. – Jak ktoś nie wie, o co chodzi, to może nie zrozumieć
intencji Waszej Wysokości...
– Że też ja muszę proste rzeczy ci tłumaczyć! –
zirytował się Książę. – Przecie właśnie w tym rzecz, żeby nie każdy pojął! Będą
przychodzić wtedy do zamku, dopytywać, prosić o wyjaśnienia. A my – cierpliwie
wytłumaczymy, pocieszymy, serdeczność okażemy. Ludzkie oblicze majestatu
poddani ujrzą i pokochają. Czyż nie widzisz, jaka to korzyść? No, ale dość gadania,
idź teraz i zdobądź dukaty na sfinansowanie tego pomysłu.
Danios opuścił komnatę nic nie rzekłszy. Sposób
myślenia Księcia dość często go zaskakiwał i w zasadzie powinien do tego
przywyknąć, ale jakoś nie mógł. Ruszył powoli w kierunku skarbca, zastanawiając
się, jak wydostać stamtąd pieniądze. „Zdobądź dukaty, łatwo powiedzieć” –
myślał. – „A kto mi je da? Klucz od skarbca ma Skarbniczka, jeśli jej powiem,
na co potrzebuję, jeno w łeb dostanę i tak się sprawa skończy. Co tu robić?”
Nic mądrego nie wymyśliwszy, stanął Danios
przed drzwiami skarbca. Zajrzał przez dziurkę od klucza – zobaczył stosik
dukatów mieniący się w promieniach słońca padających przez okna umieszczone
wysoko pod sklepieniem. Opróżnił kieszenie i przyjrzał się posiadanym
przedmiotom. Kawałek sznurka, kłębek drutu, dwa kapsle (Książę lubił czasem
zagrać), cukierek, złamane pióro, guma do żucia, jakiś papierek – cóż z tym
można zrobić? Danios myślał przez chwilę i nagle przypomniał sobie oglądane w
skrzynce wizyjnej obrazki o tym, jak polują kameleony. Otóż bardzo szybko
wysuwają one swój długi język zakończony lepką substancją, do której przykleja
się ich ofiara. Danios uśmiechnął się do siebie i natychmiast zaczął
konstruować przyrząd podobny do języka kameleona. Wyjął gumę z opakowania i
włożył ją do ust. Rozwinął drut z kłębka, a na jego końcu przylepił przeżutą
gumę. Wsunął drucik przez dziurkę od klucza, starając się nakierować go na
stosik dukatów. Po chwili poczuł, że się udało! Guma przykleiła się do monety,
więc ostrożnie zaczął wyciągać drut. Ale
cóż to? Dukat był większy niż dziurka od klucza...
Nagle Danios usłyszał głosy dochodzące z lewego
korytarza. To Książę Pan w towarzystwie Ew, zastępczyni Skarbniczki, zbliżał
się do skarbca.
– Gdzież się ten hultaj podział? – mówił właśnie
Książę. – Wysłałem go po parę dukatów, a on przepadł! Wystarczy, że na chwilę spuszczę
go z oczu, a on już się gubi, jak dziecko we mgle, jak dziecko...
– Nie przyszedł do mnie po klucz, Książę –
odpowiedziała Ew. – W ogóle go dziś nie widziałam.
Danios trzepnął się w czoło. „Ależ głupiec ze
mnie!” – pomyślał. – „Przecie zamiast do Skarbniczki mogłem pójść do jej
zastępczyni! Niedawno ona też dostała klucz od Księcia i na pewno by mi go dała!”.
Jednakowoż nie było już czasu na dalsze rozmyślania, Danios musiał zmykać, żeby
nie narazić się na gniew Księcia. Pomknął więc w prawy korytarz, porzucając
swój sprzęt.
Ew otworzyła skarbiec, a Książę wszedł do
środka i zapakował do sakiewki kilka garści dukatów. Wychodząc spostrzegł
leżący przy drzwiach drut z przylepioną gumą do żucia. Władca pochylił się, by
przyjrzeć się z bliska dziwnemu zjawisku. Uniósł brwi, bo na gumie rozpoznał
kształt charakterystycznego zgryzu Daniosa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę nie używać słów powszechnie uznanych za obraźliwe :)