niedziela, 8 marca 2015

15. Bajka o podatkowych pomysłach Księcia Pana



– Książę Panie, musisz coś zrobić! Lud zaczyna szemrać, twoja popularność spada! – Tajemniczy Zausznik tym razem nie bawił się w subtelności. Czytał, co pospólstwo na ścianach bazgrze, nadstawiał ucha gdzie się tylko dało i dostrzegał wyraźne oznaki niezadowolenia wśród mieszkańców księstwa.
– Ach, czymże jest popularność wobec ogromu wszechświata? Toż to maleńkie nic, ot, kruszyna bez znaczenia żadnego... Na cóż mi sprawami zwykłymi się zajmować? One w kosmicznej przestrzeni są niczym proch i pył jakowyś... – Książę był dziś w nastroju filozoficznym, co zdecydowanie utrudniało normalną komunikację. Mimo to Zausznik się nie poddawał:
– Wasza Wysokość! Wszechświat daleko, a my tu, w Kobylandii jesteśmy! Działać trzeba, bo znów na języki nas biorą! Ta cała polityka...
– Polityka jest właściwa – przerwał mu ostro Książę Pan. – Działania też. A z tym wszechświatem to tylko cię podpuszczałem, żeby sprawdzić twoją reakcję.
Tu Książę uśmiechnął się i dodał:
– No, alem z ciebie kontent, sprawiłeś się odpowiednio. Mów więc, z czym przychodzisz.
Zausznik odetchnął z ulgą. Czasem miał wiele szczęścia w kontaktach z Księciem – tak było i tym razem.
– Panie, jak wspomniałem, lud niedobrze ocenia twoje rządy. Choć nasi wierni stronnicy wszędzie krążą i twą propagandę głoszą, przybywa wątpiących. Nie podoba się mieszkańcom, żeś te miliony dukatów zataił i wciąż je trzymasz w osobnym worku w skarbcu. Oglądają w skrzynkach netowych obrazki z obrad Starszyzny i gadają potem o nich. Szepczą, że Daniosa trzymasz bez potrzeby, pensję mu płacisz za nic, tak samo zresztą jak księżniczce Lilian – Marszałkowi Dworu. Cóż z tego, że zmniejszyłeś jej kontrakt, skoro ona i tak nic nie robi – mówią. Dukaty wydajesz tylko tam, gdzie głosy poparcia w następnej elekcji możesz zyskać, a nie myślisz o tym, żeby do skarbca więcej grosza spływało.
– Mój ty Zauszniczku – rzekł Książę serdecznie. – Tak powiadają? Toć przecie samą prawdę mówią, cha, cha!
– Ale jakże to, nie martwisz się, Książę?! – zdziwił się Zausznik.
– A czymże mam się martwić? Gadaniem pospólstwa? Czy może ci się zdaje, że działam bezmyślnie i nie dostrzegasz w tym wszystkim przemyślanej strategii? Patrzaj jeno!
Tu Książę wyjął z szuflady swoje czarodziejskie zwierciadło i zapytał:
– Zwierciadełko, zwierciadełko, powiedz przecie, kto najsprytniejszy jest na świecie?
– A bo co? – spytało lusterko. – Kompleksiki jakieś? Chcesz o tym porozmawiać?
– Ejże! – obruszył się Książę. – To ja zadaję pytania! A ty odpowiadaj i nie zapominaj, żeś z surowców wtórnych zrobione!
– I właśnie dlatego mam takie bogate życie wewnętrzne – odcięło się zwierciadło i odwróciło w stronę okna. Promienie słońca odbiły się w tafli lusterka, więc radośnie zawołało:
– Ach! Zajączki! Mogę puszczać zajączki!
Po czym zaczęło wyginać się w prawo i w lewo, strzelając zajączkami dookoła. Jeden trafił Księcia w oko, drugi skakał po sklepieniu komnaty, a trzeci wylądował na nosie Zausznika.
– Ożesz ty nieposłuszna paskudo, ty... ty...  szklana pułapko! Zobaczysz, doigrasz się kiedyś! – zakrzyknął Książę, złapał lusterko, wrzucił je do szuflady i zatrzasnął ją z hukiem.
Tajemniczy Zausznik stał w bezruchu i powstrzymywał się, by nie wybuchnąć gromkim śmiechem. Tymczasem Książę rzekł:
– Eee.. Na czym to stanęliśmy? Mówiłeś, zdaje się, coś o niezadowoleniu poddanych?
– A tak – podchwycił Zausznik. – Zastanawiałem się, czy nie wpłynie to na wynik następnej elekcji. Ona niby za cztery lata dopiero, ale cały czas należy mieć ją na uwadze.
– Oj, Zauszniku, Zauszniku – Książę westchnął i pokręcił głową. – Toż ja o następnej elekcji ciągle myślę właśnie! Jaki napis na drzwiach umieściłem, pamiętasz? Kto do mnie przychodzi po prośbie, co dostaje? A jeszcze jest lista trzydziestu pięciu tych, którym się odwdzięczyć zamierzam. Kiedy ludowi swe oblicze pokazuję, maskę władcy troskliwego i zaprzątniętego czynieniem dobra dla księstwa przyoblekam. Czemu to wszystko ma służyć, jak mniemasz?
– Nooo...
– No właśnie! Polityka, mój drogi, polityka! Czyli nagrodzić wiernych, innych omamić, przekupić albo zjednać sobie jakimś drobiazgiem czy groszem ze skarbca, do tego dodać szeptaną propagandę, przedstawiać siebie i swoje czyny w odpowiedni sposób i gotowe! Zwycięstwo mam w kieszeni!
– Książę, zaiste, przebiegłość twoja niezwykła jest i żadne lustrzane barachło potwierdzać tego nie musi! – zawołał Tajemniczy Zausznik. Nie dodał, że nikt wciąż nie śmiał zwrócić Księciu uwagi na błędy w napisie „Códotwurca” na drzwiach komnaty, a co bardziej złośliwi szeptali nawet, iż władca Kobylandii istotnie códa czyni zamiast cudów.
– Ano w rzeczy samej! – książę Miros uśmiechnął się zadowolony. – Ale wiesz, dobrze, żeś mi powiedział o tym pozyskiwaniu dukatów do skarbca. Trzeba coś na to poradzić, pokazać starania, hmm...
Książę zmarszczył czoło i zamyślił się głęboko. Po chwili rzekł:
– Mam pewien plan. Wołaj mi tu Daniosa, a żywo!
Zausznik wybiegł z komnaty, by wypełnić polecenie. Kilka minut później w jej progu pojawił się Danios.
– Za co ci płacę, mój drogi? – zapytał go Książę na powitanie.
Danios nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć, spróbował więc zgadnąć:
– Za to, że jestem tu?
Książę łypnął nań spode łba.
– Za to mogę ci dać czekoladki, a nie dukaty! Zrobiłem z ciebie pełnomocnika, żebyś głodem nie przymierał zanim Skarbnikiem zostaniesz, ale to nie znaczy, że masz mi tu bąki zbijać!
Danios skurczył się nieco, bo właściwie cały czas szwendał się bez celu po zamku. Od czasu do czasu Książę coś tam kazał mu policzyć, jakieś zestawienia przygotować albo w starych dokumentach pogrzebać, żeby zachować pozory. Zlecił mu nawet parę zadań należących do Skarbniczki, ale wszyscy dookoła i tak wiedzieli, że to z powodu odsuwania Bern od obowiązków, a nie z rzeczywistej potrzeby zatrudnienia Daniosa. Tak więc Danios kręcił się po zamku, czekał na upragnione stanowisko i dostawał dukaty za to czekanie, dlatego nie rozumiał, czego Książę od niego chce.
– Pamiętasz, jakeśmy plan skarbcowy tworzyli? – ciągnął tymczasem władca. – Jak podwyższyliśmy dochody?
– Pamiętam! Podatki od mieszkańców, co to gdzie indziej pracują, wliczyliśmy do planu, żeby się wszystko ładnie zgodziło. Ale przecie miałeś z tym nic nie robić, Panie? Jeno chwyt taki zastosowaliśmy...
– Miałem, miałem – przerwał mu Książę. – Lecz potrzeba się pojawiła i musimy zadziałać, żeby oblicze majestatu troszczącego się o finanse księstwa pokazać poddanym. I zrobimy tak: za parę dni Rządcy będą roznosili po wsiach powiadomienia o wysokości podatków. Dodamy do tego dwie kartki – na jednej znajdzie się pismo objaśniające, które zaraz ci podyktuję, a na drugiej gotowy dokument do wypełnienia. I każdy poddany dostanie taki komplecik!
Danios szybko obrachował w myśli koszty tego przedsięwzięcia – dwa dodatkowe arkusze pergaminu dla blisko czterech tysięcy mieszkańców, opłacenie skrybów, którzy będą kopiowali pisma, koperty, pieczęcie...
– Panie – odezwał się nieśmiało. – Ale to będzie kosztowało sporo dukatów! Czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy rozesłali te pisma tylko do tych, których rzecz dotyczy? Jest ich może ze czterystu, to wyjdzie dziesięć razy taniej!
– Głupiś! – ofuknął go Książę. – I kto wtedy będzie wiedział, że czynimy starania w zdobywaniu dochodów do skarbca? Jak wszyscy dostaną, wszyscy się dowiedzą! A dukaty? Czy ja swoje wydaję? Za to korzyść polityczną mam z tego, że ho, ho! Siadaj mi tu i pisz pismo!
Danios posłusznie zajął miejsce za biurkiem, wziął do ręki pióro i przez kilkanaście minut skrobał po pergaminie tekst dyktowany przez Księcia Pana.
– I jak? Dobrze napisane, nieprawdaż? – zapytał władca.
– Noo... Troszeczkę niejasno – Danios odważył się wyrazić swoją opinię. – Jak ktoś nie wie, o co chodzi, to może nie zrozumieć intencji Waszej Wysokości...
– Że też ja muszę proste rzeczy ci tłumaczyć! – zirytował się Książę. – Przecie właśnie w tym rzecz, żeby nie każdy pojął! Będą przychodzić wtedy do zamku, dopytywać, prosić o wyjaśnienia. A my – cierpliwie wytłumaczymy, pocieszymy, serdeczność okażemy. Ludzkie oblicze majestatu poddani ujrzą i pokochają. Czyż nie widzisz, jaka to korzyść? No, ale dość gadania, idź teraz i zdobądź dukaty na sfinansowanie tego pomysłu.
Danios opuścił komnatę nic nie rzekłszy. Sposób myślenia Księcia dość często go zaskakiwał i w zasadzie powinien do tego przywyknąć, ale jakoś nie mógł. Ruszył powoli w kierunku skarbca, zastanawiając się, jak wydostać stamtąd pieniądze. „Zdobądź dukaty, łatwo powiedzieć” – myślał. – „A kto mi je da? Klucz od skarbca ma Skarbniczka, jeśli jej powiem, na co potrzebuję, jeno w łeb dostanę i tak się sprawa skończy. Co tu robić?”
Nic mądrego nie wymyśliwszy, stanął Danios przed drzwiami skarbca. Zajrzał przez dziurkę od klucza – zobaczył stosik dukatów mieniący się w promieniach słońca padających przez okna umieszczone wysoko pod sklepieniem. Opróżnił kieszenie i przyjrzał się posiadanym przedmiotom. Kawałek sznurka, kłębek drutu, dwa kapsle (Książę lubił czasem zagrać), cukierek, złamane pióro, guma do żucia, jakiś papierek – cóż z tym można zrobić? Danios myślał przez chwilę i nagle przypomniał sobie oglądane w skrzynce wizyjnej obrazki o tym, jak polują kameleony. Otóż bardzo szybko wysuwają one swój długi język zakończony lepką substancją, do której przykleja się ich ofiara. Danios uśmiechnął się do siebie i natychmiast zaczął konstruować przyrząd podobny do języka kameleona. Wyjął gumę z opakowania i włożył ją do ust. Rozwinął drut z kłębka, a na jego końcu przylepił przeżutą gumę. Wsunął drucik przez dziurkę od klucza, starając się nakierować go na stosik dukatów. Po chwili poczuł, że się udało! Guma przykleiła się do monety, więc ostrożnie  zaczął wyciągać drut. Ale cóż to? Dukat był większy niż dziurka od klucza...
Nagle Danios usłyszał głosy dochodzące z lewego korytarza. To Książę Pan w towarzystwie Ew, zastępczyni Skarbniczki, zbliżał się do skarbca.
– Gdzież się ten hultaj podział? – mówił właśnie Książę. – Wysłałem go po parę dukatów, a on przepadł! Wystarczy, że na chwilę spuszczę go z oczu, a on już się gubi, jak dziecko we mgle, jak dziecko...
– Nie przyszedł do mnie po klucz, Książę – odpowiedziała Ew. – W ogóle go dziś nie widziałam.
Danios trzepnął się w czoło. „Ależ głupiec ze mnie!” – pomyślał. – „Przecie zamiast do Skarbniczki mogłem pójść do jej zastępczyni! Niedawno ona też dostała klucz od Księcia i na pewno by mi go dała!”. Jednakowoż nie było już czasu na dalsze rozmyślania, Danios musiał zmykać, żeby nie narazić się na gniew Księcia. Pomknął więc w prawy korytarz, porzucając swój sprzęt.
Ew otworzyła skarbiec, a Książę wszedł do środka i zapakował do sakiewki kilka garści dukatów. Wychodząc spostrzegł leżący przy drzwiach drut z przylepioną gumą do żucia. Władca pochylił się, by przyjrzeć się z bliska dziwnemu zjawisku. Uniósł brwi, bo na gumie rozpoznał kształt charakterystycznego zgryzu Daniosa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę nie używać słów powszechnie uznanych za obraźliwe :)